poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Wywiad z Piotrem Rosińskim (część 2)

Piotr Rosiński jest z wykształcenia grafikiem, zawodowo zajmuje się projektowaniem graficznym. Od wielu lat odpowiada za wizerunek i promocję "Thorgala", dba o stronę edytorską wszystkich albumów rysowanych przez swojego ojca, organizuje wystawy z jego pracami. Jest pomysłodawcą projektu rozbudowy uniwersum "Thorgala". Syn Grzegorza Rosińskiego zgodził się na dłuższy wywiad na temat pracy nad "Światami Thorgala", ale nie tylko... Oto druga część rozmowy:

Skąd wziął się pomysł na rozbudowywanie uniwersum "Thorgala"?

Zazdrościłem Scotchowi Arlestonowi, że tak świetnie rozkręcił swoje wydawnictwo i to wszystko opierało się właśnie na spin-offach: "Lanfeust z Troy", "Trolle z Troy", "Lanfeust w kosmosie"... I pomyślałem sobie, że to jest jakiś problem, że całe wydawnictwo Soleil może funkcjonować na jednym bohaterze, a tutaj "Thorgal" jest sam i tylko ojciec z tym, który rok w rok musi to robić. Uważałem, że trzeba absolutnie coś z tym zrobić, rozwijać to. Natomiast opór był przede wszystkim ze strony... Główną przeszkodą był w zasadzie Jean Van Hamme.

To było z dziesięć lat temu. Opisałem pomysł rozwinięcia świata "Thorgala", dając przykłady, na wzór amerykańskich serii, że są rozwijające się światy, że jeden rysownik nie musi tego rysować, proponując, żeby okładki robił mój ojciec, bo wiedziałem, że on to po prostu lubi i chce sobie malować, bardziej niż rysować. Ale Van Hamme się wkurzył, że to w ogóle hańba, że będziemy robić byle co, że może jeszcze na papierze toaletowym, że on się nie zgadza.

Byliśmy w zasadzie kompletnie sami z tymi "Światami Thorgala", nikt nie był tym zainteresowany. Ciągle słyszałem, że to jest skomplikowane, że czytelnicy będą się czuć zdradzeni... Jakieś takie farmazony.

Było naprawdę ciężko z wydawcą. Yves Sente w zasadzie powoli się jakoś tam wycofywał z tego wydawnictwa, zajmował się innymi projektami, ojciec sam rysował ciągle "Thorgala". Był samotny i trochę sfrustrowany, że się musi tym sam zajmować, a chciałby się jednak trochę odciążyć, bo produkcja jednego albumu rocznie przez 30 lat...

To były trzydzieste urodziny "Thorgala", kiedy wspieraliśmy na stanowisko dyrektora wydawniczego zupełnie nowego człowieka. Wspieraliśmy go tylko i wyłącznie z tej przyczyny, że on miał się zająć głównie "Thorgalem". Problem w tym, że przez dwa lata nie zrobił kompletnie nic, tylko piął się w hierarchii, bo wreszcie się zrobiła przestrzeń wokół niego w wydawnictwie. Wreszcie stał się dyrektorem wydawniczym całego Le Lombard. I tym tym czasie nie zrobił kompletnie nic.

W międzyczasie robiliśmy swoje, bo zdecydowaliśmy, że to masakra jest po prostu: "Robimy swoje, nawiązujemy kontakty i tworzymy im te "Światy Thorgala", czy oni chcą czy nie chcą." Ciężko było się z tego wydawnictwa wyprowadzić.

Przywodzi mi to na myśl casus "Asteriksa", którego od pewnego momentu Uderzo zaczął wydawać we własnym wydawnictwie...

Z "Asteriksem" faktycznie było tak, że kiedyś należał do Dargaud. Wystąpienie Uderzo o prawa do serii to była największa klęska tego wydawnictwa. Dla Le Lombard było nie do pomyślenia, żeby "Thorgal" mógł pójść do innego wydawcy. Przez dwa lata trwała przepychanka, aż w końcu się wszyscy wzięliśmy w garść, wszyscy to znaczy ja i Yves Sente, i na kanwie mojego pomysłu, wiedząc dokładnie, jak ojciec to sobie wyobraża, czego on by chciał, Yves opracował plan "Światów Thorgala".

Pod kątem scenariusza, tak?

Generalnie w jakim kierunku to powinno podążyć. Ale też jaką ma mieć formę. Postawiliśmy na swoim, zrobiliśmy tak, a nie inaczej i już. I nikt, od kiedy wyszła "Kriss de Valnor", pierwszy tom "Światów Thorgala", nigdy nie miał żadnych negatywnych uwag co do tego. I w zasadzie to mogło mieć miejsce dziesięć lat wcześniej, w stu procentach w takiej samej formie, ponieważ to wygląda tak, jak to sobie zaplanowałem dziesięć lat temu, pisząc do Van Hamme'a, co on na to.

Mówisz, że Van Hamme był temu projektowi przeciwny, ale przecież od kilku lat ukazuje się spin-off "XIII"...

Ja myślę, że on odpuścił. Po prostu zobaczył, że to jednak ma sens, te spin-offy.

Jak, z Twojej perspektywy, wyglądał schyłek pracy Jeana Van Hamme'a nad "Thorgalem"?

Oni się już męczyli. Van Hamme zaczynał robić inne serie, ciężko mu było wrócić do "Thorgala" po rozpoczęciu "XIII". To były zupełnie inne światy. Zdecydowanie było widać, że on się lepiej czuje we współczesnych historiach, już w zasadzie tylko "Thorgal" był dla niego takim komiksem fantasy, który robił, bo inne scenariusze to jest Ludlum i Alistair MacLean, współczesne historie sensacyjne. Nie kojarzę późniejszych, równoległych do "Thorgala", fantastycznych historii napisanych przez niego. Po prostu przestało go to interesować, stracił zapał, stracił pomysły i niestety, jeśli scenarzysta traci zapał, to udziela się to rysownikowi. I było cholernie szkoda, bo my wszyscy ciągle widzieliśmy potencjał w tym, mnóstwo niewykorzystanych sytuacji, jak widać chociażby teraz, co się dzieje; że to ma ręce i nogi, jest lubiane i czytane.

Wiesz co, ja jestem kinomanem. I zobacz, tutaj jedna osoba pisze scenariusz, jedna osoba rysuje, raczej ta sama osoba robi kolor, chyba że jej się nie chce i robi to Graza, ale teraz kolor robi raczej mój ojciec. Masz dwie osoby, które pracują. Nikt inny nie robi żadnego spin doktoringu. Czyli te osoby są odpowiedzialne za to, żeby rok w rok wychodził album, który ma zapewnić 250-300 tys. sprzedaży. Ale to są tylko dwie osoby. Tymczasem regularnie oglądam filmy robione przez sto albo i sto pięćdziesiąt osób, których budżet produkcyjny i promocyjny jest stukrotnie albo tysiąckrotnie większy od komiksu, i są żenujące. Po prostu. Utrzymanie przez dwóch twórców ciągle wysokiego poziomu? W kinie to się nigdy nie zdarza. W niczym... Nie ma takich serii, które byłyby przez trzydzieści lat tworzone ciągle na topie i były świetne. A tutaj masz tylko dwóch ludzi odpowiedzialnych za to. Były góry i doły, i jest to zupełnie naturalne. Natomiast grunt to jest w zasadzie nie żeby się przypodobać; przynajmniej cel przyświecający mojemu ojcu był zawsze taki, żeby zrobić przyjemność jak największej ilości ludzi, a szczególnie, zrobić tą przyjemność regularnie. I często po prostu nie ma czasu, żeby się zastanowić porządnie nad tym, co się robi, bo trzeba to zrobić w terminie. Czyli mnóstwo jest jakichś niedociągnięć. Nie mniej, mimo tych niedociągnięć, to jednak ciągle "Thorgal" jest na topie w sprzedażach. Wszystkich. Jest najlepiej sprzedającą się książką we Francji w momencie, kiedy wychodzi. Przynajmniej przez tydzień czy dwa, jest na absolutnym topie, często pierwszy ze wszystkich książek, nie tylko komiksów.

Czyli Twoim zdaniem teraz jest lepiej, kiedy więcej osób pracuje nad "Thorgalem".

Oczywiście, że tak. Mamy gwarancję... Chociaż na przykład wczoraj dostałem informację od Wojtka Birka, który tłumaczy trzeci album "Kriss de Valnor" i który chciał nieśmiało zwrócić uwagę na to, że pod koniec drugiego tomu Kriss kładzie się do łóżka pełna ran i plasterków na ranach, a na początku trzeciego tomu, jak wstaje z łóżka, już nie ma tych plasterków. No i to są takie rzeczy... Akurat wydawca był na wakacjach, nie zwrócił uwagi. Wiesz, to nie ojciec to rysuje, tylko Giulio, ale mimo wszystko powinniśmy być bardziej uważni, tak? Ale też jesteśmy trochę zmęczeni.

Zmęczeni projektem "Światów Thorgala"?

Słuchaj, życiem z Thorgalem (śmiech). Po prostu trochę zmęczeni. To normalne. Co nie znaczy, że to nas nie interesuje. Wręcz przeciwnie, interesuje ciągle. Jest to bogata rzecz, tym bardziej, że wciągnęliśmy w to innych rysowników, dla których jest to zupełnie coś nowego. Oni są super szczęśliwi, że im się to przytrafia. Zresztą my też, bo to jest też świeża krew dla ojca, jakiś kontakt, wymiana z ludźmi, którzy siedzą nad jego światem. Nie pomagają mu, ale dają mu nowej energii, mobilizują go.

Mówisz o podobnej energii, której zastrzyk dostał robiąc "Zemstę hrabiego Skarbka", prawda?

To jest innego typu energia. Ja bym nie przeceniał tego Skarbka jako wejścia do "Thorgala", w sensie koloru bezpośredniego, ponieważ już "Western" był kolorem bezpośrednim. Wszyscy o tym zapominają, zresztą z moim ojcem włącznie. "Western" był jeszcze rysowany, Skarbek jest malowany, ale to był kolor bezpośredni. Ale ze Skarbkiem faktycznie było tak, że po jego namalowaniu ojcu nie chciało się wracać do piórka.

Kontynuacja rozmowy z Piotrem Rosińskim do przeczytania w tym miejscu.
Pierwsza część dostępna jest tutaj.

4 komentarze:

  1. świetny wywiad, bez owijania w bawełnę

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedy będzie zapowiedziana na wczoraj część trzecia tego interesujące wywiadu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam na autoryzację ostatniej części wywiadu. Mam nadzieję, że w 10 września będę mógł ją upublicznić :)

      Usuń